[vc_row][vc_column width=”1/1″][vc_column_text]Piątek 1 lutego 15 dzieci wraz z opiekunami wyruszyło pojazdem kołowym zwanym autokarem na Kraków. W takiej ekipie niemożliwym było powrócić z niczym. A że niewielu spośród nas widziało kiedykolwiek Kraków to co? Mieliśmy mapy – taki wynalazek ułatwiający kolonizację.:)

Nasza wyczerpująca podróż – w końcu trzeba było od każdego się dowiedzieć co tam nowego słychać- skończyła się rychłą ucieczką już do krakowskich łóżek. To była nasza ostatnia ucieczka w czasie tego wyjazdu – choćby atak na Wawel zakończył się sukcesem.

Pierwszego dnia dość nietypowo zamiast ruszyć w Kraków ruszyliśmy do Wieliczki. Trochę nas zawiodła krótka podróż, ale to co widzieliśmy 120 m pod ziemią w najsłynniejszej polskiej kopalni (choć ze względu na strajki niektóre obecnie są bardziej medialne 😉 Tam też zjedliśmy obiad. Żartowaliśmy, że nawet gdyby zupa była za mało słona to wystarczyło by zdrapać nieco ze ściany.

Nieco zmęczeni wieczór spędziliśmy w największym w Polsce aquaparku. Kto nie mógł, nie chciał korzystać z wodnych przyjemności z przyjemnością 😉 skorzystał z innych dostępnych atrakcji towarzyszących – kino, kawiarnia, salon gier itp.

Niedziela przyniosła nam prawdziwie niedzielną pogodę – słoneczną i jak na luty ciepłą. Jak to mówi pewna osoba – każdy ma taką pogodę na jaką sobie zasłużył. To tak naprawdę pierwszy dzień zwiedzania Krakowa i zaczęliśmy od tego co w nim tak naprawdę najważniejsze – Wawelu.

Poniedziałek to wypad do Zakopanego. Na miejscu spotkaliśmy parę delikatnie mówiąc niemiłych osób, ale wynagrodziły nam to z nawiązką piękne widoki Tatr, przejazd kolejką linową, sanktuarium w Krzeptówkach, , skocznia narciarska. Dzięki Danielowi na Gubałówce dzieci na własnej skórze poznały smak przejażdzki skuterem śnieżnym. Zmarźnięci rozgrzali się gorącym trunkiem i przekąską.

Wtorek był ostatnim pełnym dniem w Krakowie. Stary Rynek, Kościół Mariacki i to co wokół nich, co piękne w stolicy Małopolski było nasze. Ostatniej nocy parę osób nie udało się ominąć „zielonej nocy”, pasta we włosach? beee

Środa to już powrót do Poznania. Nie bylibyśmy FNN, gdyby tylko na tym miało by się skończyć. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Jasną Górę.

Powrót do Poznania dla nikogo nie był najszczęśliwszym momentem tej podróży. Mimo że niektóre dzieci ze względu na na stan zdrowia nie mogły zobaczyć wszystkiego, nie wszędzie nawet z pomocą opiekunów i wolontariuszy mogły się wspiąć, mimo że dzieci dializowane musiały ze względu na wielogodzinną dializę nas opuszczać to jesteśmy pewni – już dziś myślimy o następnym wyjeździe.

Normalnie dzieci ferie spędzają w szpitalach lub w domach, w których pieniądze wydaje się na potrzebniejsze rzeczy, jak leki, niż ferie zimowe.

Dziękujemy tym, z pomocą których te ferie zimowe dla dzieci były inne:
W szczególności Kompani Piwowarskiej – Panu Prezesowi, który dołożył brakującą sporą kwotę, wszystkim pracownikom, którzy spontanicznie przyłączyli się do „słodkiej akcji” i Pani Marzenie za „super słodki” pomysł i jego przygotowanie
oraz
– firmie Grausch&Grausch
– Pani Irenie i TOMKOWI (Witamy nowego wolontariusza 🙂 )naszym stałym sponsorom
– panu Radkowi za bilety do Wieliczki
i wszystkim innym osobom tu nie wymienionym, dzięki którym mogliśmy zorganizować dzieciom wspaniałe ferie. Na Gubałówce polecamy „Szałas pod Smreką” – dzięki Daniel.

 

[huge_it_gallery id=”98″][/vc_column_text][/vc_column][/vc_row]